niedziela, 6 września 2015

Podróż śladami przodków Babci macierzystej

Właśnie dzisiaj mijają równe dwa tygodnie od dnia, kiedy przyjechałem do Łodzi. Wyjazd ten w zasadzie został został zaplanowany dość spontanicznie i od słowa do słowa uzgodniłem z Ciocią Anią Stręgiel termin przyjazdu.

W sobotę (22 sierpnia) ogarnąłem wszystko związane z wyjazdem (głównie różnej maści zakupy) i tego samego dnia pod wieczór spakowałem wszystkie niezbędne rzeczy do walizki i plecaka. W niedziele z samego rana pojechałem na dworzec, aby tam wsiąść do pociągu, który jechał do Gorzowa Wielkopolskiego. Tam z kolei po około godzinie miałem kolejny pociąg, którym dojechałem do Poznania. W stolicy Wielkopolski również miałem trochę czasu na przesiadkę i kilka minut po 13 ruszyłem składem zmierzającym do Łodzi, gdzie dojechałem jeszcze przed godziną 18. Na dworcu czekali na mnie Ciocia z Wujkiem i razem z nimi pojechaliśmy do domu :)
Na miejscu kilka godzin zleciało nam na rozmowie o wspólnej pasji, a także na zaplanowaniu poniedziałkowego wyjazdu. Następnego dnia z rana wyruszyliśmy na zachód od Łodzi. Pierwszym punktem naszej podróży był Szadek i tamtejszy kościół pw. Wniebowzięcia NMP i św. Jakuba wybudowany w I połowie XIV wieku. To właśnie tam w 1896 r. została ochrzczona moja prababcia Anna Kubiak, dwa lata wcześniej ślub wzięli prapradziadkowie Paweł Kubiak i Antonina Kuźnicka, obojga rodzice, a także wiele przodków w kolejnych pokoleniach. Z parafią byli związani na pewno od XVIII wieku. 
Fasada kościoła w Szadku
XIV-wieczna gotycka chrzcielnica z brązu
























To tutaj nasi wspólni pra...dziadkowie Kuźniccy wzięli ślub
Stamąd bezpośrednio udaliśmy się do Zadzimia, gdzie z kolei sześcioro z ośmiorga pradziadków mojej prababci Anny zawarli związki małżeńskie: Paweł Kubiak i Elżbieta Kołodziejak w 1823 r., Marcin Kuźnicki i Marianna Zając[zek] w 1835 r., a także Antoni Miczuga i Elżbieta Jóźwiak vel Juszczak w 1839 r. Druga para to najbliżsi wspólni przodkowie Cioci Ani i moi, więc to niesamowite, że spotkaliśmy się w roku, w którym przypada 180. rocznica ich ślubu. Co ciekawe, pierwsze spotkanie miało miejsce w marcu tego rou w Warszawie.

Niedaleko kościoła znajduje się Urząd Gminy, gdzie w jednym z pomieszczeń mieści się również Urząd Stanu Cywilnego. Tam z kolei wybrałem się w celu sfotografowania dokumentów dot. moich krewnych, w tym m.in. akt małżeństwa pradziadków Marcina Rożniaty i Anny z Kubiaków Zającowej (1931) oraz akta zgonów prapradziadków Pawła i Antoniny Kubiaków (1928). 

Jeżdżąc do kolejnych miejscowości będących w planie naszej podróży, mijaliśmy wiele wsi, z którymi związani byli nasi przodkowie. Jest to naprawdę niesamowite uczucie i swego rodzaju duchowa podróż, ponieważ będąc np. w Rzeczycy zastanawialiśmy się z Ciocią, gdzie mogli mieszkać nasi Zającowie wraz z pierworodną córką Marianną, która jako 15-latka wyszła za starszego o 6 lat Kuźnickiego Marcina urodzonego w Witowie. 
Z Zadzimia pojechaliśmy prosto do Pęczniewa. Tam do odwiedzenia był cmentarz oraz kościół. Losy moich krewnych związane są głównie z pobliską wsią Popów. Tam na początku lat 80. XIX wieku osiedlili się Józef i Józefa Rożniatowie z licznym potomstwem. W sierpniu 1884 r. ślub w pęczniewskiej parafii bierze ich córka Marianna. W maju następnego roku Józefowi i Józefie rodzi się ostatnie dziecko - syn Stanisław, a miesiąc później na świat przychodzi pierwsza wnuczka. Mija kilka lat i Marcin Rożniata poznaje w Wilamowie swoją późniejszą żonę - Katarzynę Kozłowską. 21 stycznia 1895 r. stają na ślubnym kobiercu - on ma 25 lat, a ona 17. Po ślubie zamieszkują u niego i tam już w następnym roku na świat przychodzi pierwsze dziecko Marcina i Katarzyny - córka Aniela. Urodziła się 9 listopada 1896 r. Trzy tygodnie i trzy dni wcześniej w oddalonej o ok. 20 km wsi Borki Prusinowskie w rodzinie Pawła i Antoniny Kubiaków urodziła się druga córka, której na chrzcie świętym nadane zostało imię Anna. Kto by pomyślał, że 35 lat później zostanie drugą żoną Marcina Rożniaty ... 
Odnaleziony grób pradziadka
Drewniany kościół w Pęczniewie z 1761 r.
Na cmentarzu w Pęczniewie najbardziej zależało mi na tym, aby odnaleźć grób pradziadka zmarłego 70 lat temu w wyniku pobicia. Wchodząc na cmentarz nie miałem żadnej wiedzy nt. ewentualnej lokalizacji grobu przodka. Z każdą kolejną alejką moja nadzieja malała. Spotkani na cmentarzu ludzie nie kojarzyli nazwiska, ale nie poddaliśmy się i szliśmy dalej. Już powoli udając się w kierunku wyjścia, zaczepiłem pewną Panią, której nazwisko było trochę znajome i wskazała na miejsce, w którym faktycznie znaleźliśmy grób z nazwiskiem Rożniata, ale była to Katarzyna zmarła w 1928 r. (przypuszczalnie pierwsza żona pradziadka - nie zgadza się wiek na nagrobku). Obok z kolei były dwa spore groby. Wyglądały na dość stare, ale niestety nie było żadnych informacji o osobach w nich pochowanych. Podczas rozmowy z tą Panią, spoglądałem jeszcze po okolicy, kiedy nagle kątem prawego oka ujrzałem grób z potrójnie występującym nazwiskiem Rożniata, a jako pierwszy wymieniony został Marcin (1869-1945). Tym właśnie sposobem udało się odnaleźć grób pradziadka. Radość była naprawdę ogromna! Okazało się, że razem z pradziadkiem pochowany jest jego syn Henryk (1919-1976) oraz wnuk Wiesław (1951-2006). 
Z cmentarza udaliśmy się do kościoła. Ten niestety był zamknięty (podobnie jak w Zadzimiu) i świątynie, w której m.in. ochrzczono moją Babcię, mogłem zobaczyć jedynie z zewnątrz. 
W tym grobie wraz z córką i zięciem pochowani są moi prapradziadkowie
Pęczniew był najdalszym punktem naszej podróży, więc udaliśmy się z powrotem w kierunku Szadku, ale po drodze odwiedzając kilka miejsc. Najpierw zajechaliśmy pod kościół w Zygrach, który akurat był w remoncie i również był zamknięty (jak ten w Zadzimiu i Pęczniewie). W Zygrach zatrzymaliśmy się również na cmentarzu, który ulokowany jest poza miejscowością - w lesie. Na tamtejszej nekropolii pochowanych jest wielu krewnych, którzy głównie mieszkali w Borkach Prusinowskich (wieś ta została przejęta z par. Szadek do par. Zygry w 1921 r.). Tam właśnie w 1928 r. w odstępie 4 miesięcy zmarli moi prapradziadkowie Paweł (1866-1928) i Antonina z Kuźnickich (1874-1928) Kubiakowie. Miałem cichą nadzieję, że gdzieś może jest ich grób, jednak moja wiedza nie była wystarczająca, aby móc zlokalizować mogiłę. Dopiero z późniejszej rozmowy z krewnym (wnukiem Pawła i Antoniny) okazało się, że byłem przy ich grobie. Niestety do dnia dzisiejszego nie zachowała się żadna tabliczka z ich imionami, chociaż z przekazu wiem, że swego czasu takowa była. Razem w grobie pochowana jest ich córka Józefa (1910-1978) z mężem Antonim Nastarowiczem (1908-1963), który nota bene był jej kuzynem (ich pradziadkowie byli braćmi). 

Z cmentarza w Zygrach pojechaliśmy bezpośrednio do miejscowości, z którą związani są nasi przodkowie. Początkowo w okolicach połowy XIX wieku mieszkali w Prusinowicach, po czym przenieśli się do pobliskiej wsi Borki Prusinowskie, w której też pomarli, a ich potomkowie mieszkają do dnia dzisiejszego. Najpierw udaliśmy się do p. sołtysa, aby zasięgnąć języka w temacie najstarszych mieszkańców wsi. Oczywiście dobrze trafiliśmy i dowiedzieliśmy się, kto mógłby nam powiedzieć więcej o tej miejscowości i jej mieszkańcach. Przy okazji dowiedzieliśmy się również, że jego wciąż żyjąca babcia (mająca ok. 95 lat) miała dwóch mężów i tym drugim był ... Franciszek Kuźnicki! Czyli na starcie zostaliśmy miło zaskoczeni powiązaniami rodzinnymi. 

Najpierw udaliśmy się do domu, w którym mieszkać miał siostrzeniec mojej prababci. Zostaliśmy bardzo miło przyjęci. Nowo poznany wujek pokazał nam album z rodzinnymi fotografiami. Skopiowałem te stare fotografie i wysłuchiwałem opowieści krewnego. Przede wszystkim dowiedziałem się sporo o rodzeństwie prababci, ponieważ moja prababcia wyjechała stamtąd na Ziemie Odzyskane w 1945 r., to kontakt niestety z krewnymi osłabił się, a ja w zasadzie wiedziałem nieco więcej o młodszym o 21 lat od prababci bracie - Feliksie (1917-1981). Od wujka dowiedziałem się, że jego ciocia "Zajączka" (Marianna, żona Edwarda Zająca) była jego chrzestną. Co ciekawe, ta sama ciocia była chrzestną mojej Babci! Krewny mówił, że nazwisko Rożniata jest mu znajome, ale nie mógł skojrzyć z konkretnymi osobami. Kiedy moja prababcia z dziećmi opuszczała swoje rodzinne strony, wujek miał raptem 3 latka, więc pamiętać ich nie mógł. Najważniejsze jednak, że mogłem poznać brata ciotecznego mojej babci i dowiedzieć się nieco o jego i jego krewnych życiu. Wiem np. teraz dzięki niemu, gdzie pochowani są moi prapradziadkowie, gdzie mieszkali. W 1913 r. rodziła się tam mama w/w wujka, czyli siostra mojej prababci, więc może i w tym samym domu na świat przyszła mama mojej babci? Obecnie w tym miejscu mieszkają prawdopodobnie potomkowie brata mojej praprababci Antoniny z Kuźnickich Kubiakowej - Wawrzyńca (1880-1953). 

Następną osobą, którą odwiedziliśmy był przedstawiciel rodu Kuźnickich. Był on jednym z dziesięciorga dzieci Zygmunta (1920-2006) i Stanisławy z Nastarowiczów (1919-2005) Kuźnickich. Zygmunt był najmłodszym - również z dziesięciorga - dzieci Franciszka Kuźnickiego (1864-1930) i jego żony Józefy z Micugów (1878-1977). W rodzinie wciąż żywa jest legenda nt. Kuźnickich. Otóż pochodzić oni mają ze Słupcy, gdzie nasz przodek Józef (1783-1846) został sierotą (rodzice mieli zostać zabici), a on i jego bracia mieli się udać w różne strony - każdy do innego zaboru. Józef trafił do Witowa (par. Warta) i tam założył rodzinę i właśnie jego synem był Marcin Kuźnicki (1814-1901), który w rodzinie znany jest jako bardzo silny mężczyzna (sam potrafił podnieść i ciągnąć wóz, który zaprzęgany był w konie), a gospodarstwo Kuźnickich zawsze było największe we wsi. Od wujka otrzymaliśmy namiar na jego siostrę, która mieszka w Łodzi i posiada stare fotografie rodzinne. 

Nasza wizyta w Borkach Prusinowskich skończyła się na wizycie u wujka Franciszka. Jadąc już w kierunku domu, zatrzymaliśmy się jeszcze na szadkowskim cmentarzu i stamtąd prosto do domu. 




















Na spotkaniu Towarzystwa Genealogicznego Centralnej Polski
Kolejny dzień (wtorek) przeznaczony był głównie na zwiedzanie Łodzi. Ciocia z Wujkiem pokazali mi najważniejsze zabytki, a także jedne z ładniejszych miejsc. Miałem okazję przejść się słynną na całą Europę ulicą Piotrkowską, a nawet wpadłem na chwilę z wizytą do łódzkiego Archiwum Państwowego. Tego dnia właśnie na 15 umówieni byliśmy z kolejną krewną (siostrą wujka Franciszka - Aldoną). Rozmowy i przeglądanie zdjęć tak nas zaabsorbowały, że nie zauważyliśmy, kiedy minęły prawie 3 godziny i niestety musieliśm jechać dalej, bo na 18 byliśmy umówieni na spotkanie Towarzystwa Genealogicznego Centralnej Polski, na którym zostałem bardzo miło przyjęty i wiem, że na pewno tam jeszcze wrócę.

Niestety w środę z samego rana musiałem już wsiąść do pociągu i wrócić do domu. Wizytę będę wspominał naprawdę wspaniale, a wszystko dzięki osobom podczas niej spotkanych i poznanych, a przede wszystkim dzięki Cioci Ani i Wujkowi Wojtkowi :) 

Każdemu genealogowi (i nie tylko) polecam odwiedzać miejsca związane z przodkami! Taką duchową podróż zapamiętuje się do końca życia. Przy okazji spotkać możemy żyjących krewnych, a najważniejsze to szukać tych najstarszych i pytać, pytać, jeszcze raz pytać. W zeszłym roku podczas podróży na Podkarpacie (Narol i okolice), spotkałem i poznałem w końcu ciocię mojego dziadka (szwagierke prababci zmarłej w 1926 r.), która opowiedziała mi m.in. o swoich teściach, którzy byli moimi prapradziadkami. Praprababcia Zofia zmarła 79 lat, a prapradziadek Tomasz 70 lat temu. Wciąż jednak żywy jest przekaz o nich, a informacje mam od osoby, która miała bezpośredni kontakt z nimi. 
Z nowo poznanymi krewnymi: (od lewej) ja, kuzynka Żaneta, ciocia Ania, kuzyn Antek, ciocia Aldona