wtorek, 3 września 2019

Badania DNA, czyli o zastosowaniu genetyki w poszukiwaniach genealogicznych

     W ostatnich latach zaobserować można znaczny wzrost zainteresowania testami DNA wśród genealogów. Nie będę się rozpisywać nad słusznością którejkolwiek z firm świadczącej usługi z zakresu badań genetycznych. U mnie wybór padł na FamilyTreeDNA ze względu na to, że wcześniej przebadała się tam moja Kuzynka z USA, z którą mamy najpewniej wspólnych przodków, ale metrykalnie tego nie potwierdzimy ze względu na brak metryk... Było to na początku 2013 r., a wśród moich ówczesnych znajomych, którzy również poszukują przodków, chyba nie było nikogo, kto taki test wykonał.
     Moim pierwszym testem był Y-DNA, który, jak z nazwy wynika, związany jest z chromosomem Y, który decyduje o męskiej płci, stąd badanie zarezerwowane jest wyłącznie dla mężczyzn. Jest to badanie typowo etniczne, które pozwala nam na sprawdzenie swojej haplogrupy i poprzez kolejne rozszerzenia testu można odkryć, skąd wywodzi się męska linia przodków - przez ojca, ojca ojca itd., czyli teoretycznie linię nazwiska, jednak z bezpieczniej jest nie używać tego określenia, bo nie zawsze genetyka ma pokrycie z metrykami, np. w przypadku nieślubnych dzieci i przyjęciu nazwiska matki nie będzie to już mogła być linia nazwiska, bo genetycznie będzie to haplogrupa przodków ojca dziecka.

Mapa migracji mojej haplogrupy
     Na ten moment temat ten nie pochłonął mnie na tyle mocno, aby go drążyć, a dodatkowo wychodzę z założenia, że najpierw należy wykorzystać pozostałe możliwości, tj. poznać żyjących krewnych, odwiedzić archiwa i parafie, czy miejsca związane z przodkami. W tej kwestii może się tylko pogorszyć, bo starsi krewni mogą odejść z tego świata, a archiwalia mogą zostać poddane różnego rodzaju ochronie, czy nie daj Boże zostać zniszczone, natomiast jeżeli chodzi o genetykę, to technologia wciąż idzie do przodu i za jakiś czas będą zapewne dostępne jeszcze lepsze zestawy testów genetycznych.

     Drugim testem, do którego wykorzystałem wysłaną wcześniej próbkę materiału genetycznego (wymaz z policzka) był FamilyFinder. Znacznie różni się od poprzedniego, ponieważ - według mnie - daje bardziej wymierne efekty. Tutaj też wiele zależy od naszego szczęścia, bo praktycznie nie mamy wpływu na to, kto poddaje się badanim. Muszę przyznać, że sam podchodziłem do tego tematu bardzo sceptycznie. Tym bardziej, że większość przebadanych stanowią osoby zza Oceanu, a przez lata poszukiwań, bez wykorzystania genetyki, udało mi się odnaleźć bardzo wielu krewnych, którzy wyemigrowali (głównie na przełomie XIX i XX wieku) i najczęściej byli to krewni ze strony dziadka ojczystego.

     Po wysłaniu próbki DNA i odczekaniu kilku tygodniu - jeśli materiał został poprawnie pobrany i nadawał się do badania - możemy cieszyć się dodaniem naszych wyników do globalnej bazy. Od tego momentu mamy dostęp do listy osób, z którymi mamy wspólne fragmenty DNA. Na każdą pozycję składa się część kontaktowa, data dopasowania, stopień pokrewieństwa, ilość wspólnego DNA (wyrażana w centymorganach, cM), najdłuższy wspólny fragment i ostatnia kolumna z nzawiskami przodków. Są jeszcze dwie kolumny, X-Match, która związana jest z dziedziczeniem chromosomu X i stopień pokrewieństwa dla potwierdzonych połączeń.

Część wyników z największą ilością wspólnych fragmentów DNA


       W moim przypadku potwierdziło się, że najwięcej krewnych to potomkowie osób, które wyemigrowały wiele lat temu za Ocean, jednak trafiło się też kilka rekordów z samej Polski i to w dodatku ze strony dziadka macierzystego! Wracając jednak do wyników, to największą ilość DNA mam z Wujkiem, którego dziadkiem był rodzony brat mojej praprababci. System określił nasze pokrewieństwo na kuzynostwo, między 2, a 4 stopniem. Po zwerfikowaniu i dodaniu go do drzewa genealogicznego pojawia się wyliczone faktyczne pokrewieństwo i w naszym przypadku jest on dla mnie "2nd cousin 2r", czyli kuzyn 2-go stopnia dwa razy przesunięty (ang. twice removed), więc dla mojego dziadka był kuzynem 2-go stopnia i do mnie ma jeszcze dwa pokolenia, stąd "dwa razy przesunięty".
      Drugie dopasowanie wg FTDNA to bratanek w/w wujka, stąd o wiele mniej wspólnego DNA. Trzecie dopasowanie nie było dla mnie zaskoczeniem, ponieważ z kuzynką Susan mam kontakt od ponad 7 lat. Tym razem wspólnych fragmentów było tak dużo, że system określił nasze pokrewieństwo jako kuzynostwo między drugim, a czwartym stopniem, a w rzeczywistości okazało się, że jej 3xprababcia, a mój 4xpradziadek byli rodzeństwem, więc zgodnie z poprzednim systemem jesteśmy kuzynostwem 5-go stopnia raz przesuniętym.  Im dalej z wynikami, tym mniejsze szanse na faktyczne pokrewieństwo. Wiele osób twierdzi, że pod uwagę powinno brać się jedynie dopasowania z min. 10 cM wspólnego DNA.

     Ciekawe z wynikami badań DNA jest to, że nie jesteśmy zmuszeni do korzystania z jednej bazy. Tych pojawia się coraz więcej, a dzięki możliwości importowania swoich wyników (nie zawsze jest to możliwe w obie strony i nie zawsze za darmo) mamy większe pole manewru. Istnieją nawet bazy, które za odpowiednią opłatą poddadzą nasze wyniki odpowiedniej analizie i dowiedzieć się możemy np. na jakie choroby genetyczne jesteśmy podatni. Ja swoje wyniki zaimportowałem m.in. do bazy MyHeritage ze względu na popularność tej strony i wielkość bazy (chciałbym też mieć swoje wyniki w Ancestry, ale na razie nie jest możliwy import). Byłem pod wrażeniem, że wyniki są całkiem inne i stosunkowo niewiele osób importuje swoje wyniki do kilku baz.

Lista dopasowań na MyHeritage

       Sposób prezentacji wyników jest znacznie inny niż na FamilyTreeDNA, jednak sprowadza się to do jednego. Tutaj też jest możliwość sortowania wyników według różnych kryteriów, w tym domyślnie wg ilości wspólnego DNA. Najlepsze dopasowanie mam z osobą z Australii, a o krewnych w tamtych rejonach jeszcze nie słyszałem, stąd też moje duże zaskoczenie. Zgodnie z obliczeniami systemu powinniśmy być kuzynostwem między ósmym, a dziesiątym stopniem. Tutaj sposób obliczania stopnia pokrewieństwa jest nieco inny niż na poprzednio omawianej stronie, jednak nie ma w nim nic trudnego, a nawet MyHeritage udostępnia ciekawy i przejrzysty graf przedstawiający możliwe pokrewieństwo.
Pokrewieństwo z krewną z Australii zaznaczone na grafie

       Możliwości nie było aż tak wiele, ponieważ jako krewna między ósmym, a dziesiątym stopniem pokrewieństwa mogłaby mieć za przodka kogoś z rodzeństwa mojej babci/dziadka, prababci/pradziadka lub praprababci/prapradziadka. Dwie pierwsze możliwości odpadają, ponieważ na tyle dobrze mam opracowaną bliższą rodzinę, że jedynie w gre wchodziłyby jakieś pozamałżeńskie potomstwo. Najbardziej prawdopodobna byłaby wersja z potomkami rodzeństwa któregoś z prapradziadków, a tych przecież aż 32... Większość z ich potomków też jest mi znana, ale przecież dopiero w maju br. udało mi się potwierdzić pochodzenie prapradziadków z wołyńskiej linii, więc tam mogłoby się coś wydarzyć, czego nie byłem świadom...

     Żeby dłużej nie żyć w niepewności napisałem maila do genetycznej krewnej, aby podpytać o rodzinę i dostałem informację, że niewiele wie, ale jej ojciec urodził się w Wólce Markowieckiej na Wołyniu i był synem Piotra Zienkiewicza oraz Apolonii Rynkiewicz. Na efekty moich poszukiwań nie trzeba było długo czekać - okazało się, że faktycznie moje przypuszczenia były słuszne i wspólnych korzeni należałoby szukać na Wołyniu. Apolonia okazała się być siostrzenicą mojej praprababci... Apolonii (!) z Tomaszewskich Dąbrowskiej. Miała siostrę Barbarę, która była matką Apolonii. Barbara była więc prababcią dla mojej już prawowitej krewnej, czyli krewna ta to kuzynka mojego nieżyjącego już Taty. Jesteśmy więc kuzynotwem 9. stopnia!

Jedno z narzędzi dostępnych do analizy wyników badań DNA (MyHeritage)
       Na obu stronach (FTDNA i MH) możliwe jest zestawienie wyników dwóch osób (własnych i osoby ze wspólnymi fragmentami DNA) i wyszukanie osób spokrewnionych z tymi obiema osobami jednocześnie. W moim przypadku okazało się to strzałem w dziesiątkę, ponieważ krewna z Australii jest ze strony wołyńskiej, a tam ze względu na brak ksiąg (prawdopodobnie zniszczone w czasie Wojny) nie jest możliwe kompleksowe przeprowadzenie kwerendy i odnalezienie wszystkich krewnych. W bazie pokazało mi jeden interesujący wynik - dla australijskiej krewnej była to krewna między ósmym, a dwunastym stopniem pokrewieństwa, czyli prawie jak u nas, bo jesteśmy krewnymi dziewiątego stopnia. Dla mnie z kolei miała to być krewna co najwyżej ósmego stopnia, ale ze względu na mniejszą ilość wspólnego DNA pokrewieństwo to nie miało dolnej granicy. Dosyć szybka wymiana maili pozwoliła przypuszczać, że krewna ma również korzenie na Wołyniu. Po kontakcie z rodziną przypuszczenia się potwierdziły - jej pradziadkiem był Stanisław Janiszewski Michałowicz, a Michał Janiszewski to był szwagier wcześniej już wspominanych Apolonii i Barbary Tomaszewskich, więc krewna ta była praprawnuczką trzeciej z sióstr, stąd dla krewnej z Australii ma dopasowanie na takim samym poziomie co ja (też są kuzynostwem 9. stopnia), natomiast my jesteśmy o jeden stopień dalej.

    Warto więc wykonywać testy DNA, bo faktycznie można dzięki nim odnaleźć krewnych, nawet kiedy księgi metrykalne nie są dostępne lub nie przetrwały do obecnych czasów. W moim przypadku szczęście było przeogromne, ponieważ jest to linia, z którą do maja br. były największe problemy, a teraz jest to najszybciej rozwijająca się gałąź i to m.in. dzięki badaniom DNA!



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz