wtorek, 3 września 2019

Badania DNA, czyli o zastosowaniu genetyki w poszukiwaniach genealogicznych

     W ostatnich latach zaobserować można znaczny wzrost zainteresowania testami DNA wśród genealogów. Nie będę się rozpisywać nad słusznością którejkolwiek z firm świadczącej usługi z zakresu badań genetycznych. U mnie wybór padł na FamilyTreeDNA ze względu na to, że wcześniej przebadała się tam moja Kuzynka z USA, z którą mamy najpewniej wspólnych przodków, ale metrykalnie tego nie potwierdzimy ze względu na brak metryk... Było to na początku 2013 r., a wśród moich ówczesnych znajomych, którzy również poszukują przodków, chyba nie było nikogo, kto taki test wykonał.
     Moim pierwszym testem był Y-DNA, który, jak z nazwy wynika, związany jest z chromosomem Y, który decyduje o męskiej płci, stąd badanie zarezerwowane jest wyłącznie dla mężczyzn. Jest to badanie typowo etniczne, które pozwala nam na sprawdzenie swojej haplogrupy i poprzez kolejne rozszerzenia testu można odkryć, skąd wywodzi się męska linia przodków - przez ojca, ojca ojca itd., czyli teoretycznie linię nazwiska, jednak z bezpieczniej jest nie używać tego określenia, bo nie zawsze genetyka ma pokrycie z metrykami, np. w przypadku nieślubnych dzieci i przyjęciu nazwiska matki nie będzie to już mogła być linia nazwiska, bo genetycznie będzie to haplogrupa przodków ojca dziecka.

Mapa migracji mojej haplogrupy
     Na ten moment temat ten nie pochłonął mnie na tyle mocno, aby go drążyć, a dodatkowo wychodzę z założenia, że najpierw należy wykorzystać pozostałe możliwości, tj. poznać żyjących krewnych, odwiedzić archiwa i parafie, czy miejsca związane z przodkami. W tej kwestii może się tylko pogorszyć, bo starsi krewni mogą odejść z tego świata, a archiwalia mogą zostać poddane różnego rodzaju ochronie, czy nie daj Boże zostać zniszczone, natomiast jeżeli chodzi o genetykę, to technologia wciąż idzie do przodu i za jakiś czas będą zapewne dostępne jeszcze lepsze zestawy testów genetycznych.

     Drugim testem, do którego wykorzystałem wysłaną wcześniej próbkę materiału genetycznego (wymaz z policzka) był FamilyFinder. Znacznie różni się od poprzedniego, ponieważ - według mnie - daje bardziej wymierne efekty. Tutaj też wiele zależy od naszego szczęścia, bo praktycznie nie mamy wpływu na to, kto poddaje się badanim. Muszę przyznać, że sam podchodziłem do tego tematu bardzo sceptycznie. Tym bardziej, że większość przebadanych stanowią osoby zza Oceanu, a przez lata poszukiwań, bez wykorzystania genetyki, udało mi się odnaleźć bardzo wielu krewnych, którzy wyemigrowali (głównie na przełomie XIX i XX wieku) i najczęściej byli to krewni ze strony dziadka ojczystego.

     Po wysłaniu próbki DNA i odczekaniu kilku tygodniu - jeśli materiał został poprawnie pobrany i nadawał się do badania - możemy cieszyć się dodaniem naszych wyników do globalnej bazy. Od tego momentu mamy dostęp do listy osób, z którymi mamy wspólne fragmenty DNA. Na każdą pozycję składa się część kontaktowa, data dopasowania, stopień pokrewieństwa, ilość wspólnego DNA (wyrażana w centymorganach, cM), najdłuższy wspólny fragment i ostatnia kolumna z nzawiskami przodków. Są jeszcze dwie kolumny, X-Match, która związana jest z dziedziczeniem chromosomu X i stopień pokrewieństwa dla potwierdzonych połączeń.

Część wyników z największą ilością wspólnych fragmentów DNA


       W moim przypadku potwierdziło się, że najwięcej krewnych to potomkowie osób, które wyemigrowały wiele lat temu za Ocean, jednak trafiło się też kilka rekordów z samej Polski i to w dodatku ze strony dziadka macierzystego! Wracając jednak do wyników, to największą ilość DNA mam z Wujkiem, którego dziadkiem był rodzony brat mojej praprababci. System określił nasze pokrewieństwo na kuzynostwo, między 2, a 4 stopniem. Po zwerfikowaniu i dodaniu go do drzewa genealogicznego pojawia się wyliczone faktyczne pokrewieństwo i w naszym przypadku jest on dla mnie "2nd cousin 2r", czyli kuzyn 2-go stopnia dwa razy przesunięty (ang. twice removed), więc dla mojego dziadka był kuzynem 2-go stopnia i do mnie ma jeszcze dwa pokolenia, stąd "dwa razy przesunięty".
      Drugie dopasowanie wg FTDNA to bratanek w/w wujka, stąd o wiele mniej wspólnego DNA. Trzecie dopasowanie nie było dla mnie zaskoczeniem, ponieważ z kuzynką Susan mam kontakt od ponad 7 lat. Tym razem wspólnych fragmentów było tak dużo, że system określił nasze pokrewieństwo jako kuzynostwo między drugim, a czwartym stopniem, a w rzeczywistości okazało się, że jej 3xprababcia, a mój 4xpradziadek byli rodzeństwem, więc zgodnie z poprzednim systemem jesteśmy kuzynostwem 5-go stopnia raz przesuniętym.  Im dalej z wynikami, tym mniejsze szanse na faktyczne pokrewieństwo. Wiele osób twierdzi, że pod uwagę powinno brać się jedynie dopasowania z min. 10 cM wspólnego DNA.

     Ciekawe z wynikami badań DNA jest to, że nie jesteśmy zmuszeni do korzystania z jednej bazy. Tych pojawia się coraz więcej, a dzięki możliwości importowania swoich wyników (nie zawsze jest to możliwe w obie strony i nie zawsze za darmo) mamy większe pole manewru. Istnieją nawet bazy, które za odpowiednią opłatą poddadzą nasze wyniki odpowiedniej analizie i dowiedzieć się możemy np. na jakie choroby genetyczne jesteśmy podatni. Ja swoje wyniki zaimportowałem m.in. do bazy MyHeritage ze względu na popularność tej strony i wielkość bazy (chciałbym też mieć swoje wyniki w Ancestry, ale na razie nie jest możliwy import). Byłem pod wrażeniem, że wyniki są całkiem inne i stosunkowo niewiele osób importuje swoje wyniki do kilku baz.

Lista dopasowań na MyHeritage

       Sposób prezentacji wyników jest znacznie inny niż na FamilyTreeDNA, jednak sprowadza się to do jednego. Tutaj też jest możliwość sortowania wyników według różnych kryteriów, w tym domyślnie wg ilości wspólnego DNA. Najlepsze dopasowanie mam z osobą z Australii, a o krewnych w tamtych rejonach jeszcze nie słyszałem, stąd też moje duże zaskoczenie. Zgodnie z obliczeniami systemu powinniśmy być kuzynostwem między ósmym, a dziesiątym stopniem. Tutaj sposób obliczania stopnia pokrewieństwa jest nieco inny niż na poprzednio omawianej stronie, jednak nie ma w nim nic trudnego, a nawet MyHeritage udostępnia ciekawy i przejrzysty graf przedstawiający możliwe pokrewieństwo.
Pokrewieństwo z krewną z Australii zaznaczone na grafie

       Możliwości nie było aż tak wiele, ponieważ jako krewna między ósmym, a dziesiątym stopniem pokrewieństwa mogłaby mieć za przodka kogoś z rodzeństwa mojej babci/dziadka, prababci/pradziadka lub praprababci/prapradziadka. Dwie pierwsze możliwości odpadają, ponieważ na tyle dobrze mam opracowaną bliższą rodzinę, że jedynie w gre wchodziłyby jakieś pozamałżeńskie potomstwo. Najbardziej prawdopodobna byłaby wersja z potomkami rodzeństwa któregoś z prapradziadków, a tych przecież aż 32... Większość z ich potomków też jest mi znana, ale przecież dopiero w maju br. udało mi się potwierdzić pochodzenie prapradziadków z wołyńskiej linii, więc tam mogłoby się coś wydarzyć, czego nie byłem świadom...

     Żeby dłużej nie żyć w niepewności napisałem maila do genetycznej krewnej, aby podpytać o rodzinę i dostałem informację, że niewiele wie, ale jej ojciec urodził się w Wólce Markowieckiej na Wołyniu i był synem Piotra Zienkiewicza oraz Apolonii Rynkiewicz. Na efekty moich poszukiwań nie trzeba było długo czekać - okazało się, że faktycznie moje przypuszczenia były słuszne i wspólnych korzeni należałoby szukać na Wołyniu. Apolonia okazała się być siostrzenicą mojej praprababci... Apolonii (!) z Tomaszewskich Dąbrowskiej. Miała siostrę Barbarę, która była matką Apolonii. Barbara była więc prababcią dla mojej już prawowitej krewnej, czyli krewna ta to kuzynka mojego nieżyjącego już Taty. Jesteśmy więc kuzynotwem 9. stopnia!

Jedno z narzędzi dostępnych do analizy wyników badań DNA (MyHeritage)
       Na obu stronach (FTDNA i MH) możliwe jest zestawienie wyników dwóch osób (własnych i osoby ze wspólnymi fragmentami DNA) i wyszukanie osób spokrewnionych z tymi obiema osobami jednocześnie. W moim przypadku okazało się to strzałem w dziesiątkę, ponieważ krewna z Australii jest ze strony wołyńskiej, a tam ze względu na brak ksiąg (prawdopodobnie zniszczone w czasie Wojny) nie jest możliwe kompleksowe przeprowadzenie kwerendy i odnalezienie wszystkich krewnych. W bazie pokazało mi jeden interesujący wynik - dla australijskiej krewnej była to krewna między ósmym, a dwunastym stopniem pokrewieństwa, czyli prawie jak u nas, bo jesteśmy krewnymi dziewiątego stopnia. Dla mnie z kolei miała to być krewna co najwyżej ósmego stopnia, ale ze względu na mniejszą ilość wspólnego DNA pokrewieństwo to nie miało dolnej granicy. Dosyć szybka wymiana maili pozwoliła przypuszczać, że krewna ma również korzenie na Wołyniu. Po kontakcie z rodziną przypuszczenia się potwierdziły - jej pradziadkiem był Stanisław Janiszewski Michałowicz, a Michał Janiszewski to był szwagier wcześniej już wspominanych Apolonii i Barbary Tomaszewskich, więc krewna ta była praprawnuczką trzeciej z sióstr, stąd dla krewnej z Australii ma dopasowanie na takim samym poziomie co ja (też są kuzynostwem 9. stopnia), natomiast my jesteśmy o jeden stopień dalej.

    Warto więc wykonywać testy DNA, bo faktycznie można dzięki nim odnaleźć krewnych, nawet kiedy księgi metrykalne nie są dostępne lub nie przetrwały do obecnych czasów. W moim przypadku szczęście było przeogromne, ponieważ jest to linia, z którą do maja br. były największe problemy, a teraz jest to najszybciej rozwijająca się gałąź i to m.in. dzięki badaniom DNA!



czwartek, 1 sierpnia 2019

Przełom w poszukiwaniach

    Od samego początku poszukiwań genealogicznych najwięcej problemów miałem z linią przodków, którzy wywodzili się z Wołynia, czyli ze strony Babci ojczystej - Ireny z Sadzewiczów Maryniczowej [1929-2007]. Przez ponad 12 lat udało mi się zdobyć naprawdę wiele informacji, dokumentów, fotografii itp., nawet z tej "problemowej" linii, chociaż w dalszym ciągu miałem pewien niedosyt, bo o rodzicach prababci Salwiny wiedziałem naprawdę niewiele. Sama prababcia zmarła w 1948 r. mając zaledwie 46 lat, pozostawiając po sobie dwie dorosłe już i zamężne córki. W chwili śmierci mieszkała we wsi Sucha wraz ze swoim drugim mężem i dwójką jego dzieci z poprzedniego małżeństwa. Głównie z tego względu po prababci nie zachowały się żadne pamiątki. 

    Prababcia Salwina z Dąbrowskich urodzić się miała we wsi Rogowicze (pararafia Łokacze) jako ostatnie dziecko Marcina/Marcela i Apolonii z Tomaszewskich małżonków Dąbrowskich. Z zachowanych spisów, które obecnie znajdują się w Ośrodku ABMK w Lublinie (KUL), wynika, że Dąbrowscy mieli dziewięcioro dzieci. W jednym z zachowanych listów, a napisanych przez Babcię, opisała w kilku zdaniach swoją rodzinę - wynika z tego, że Jej matka miała siostrę i braci. Dodała również, że losy wujków i dziadka nie są jej znane, co odnalazło później potwierdzenie w dokumentach - dziadek Marcin (Marceli) Dąbrowski po raz ostatni pojawia się w spisie osób spowiadających się z 1903 r., w kolejnym z 1905 r. jest już sama Apolonia z dziećmi. Najstarszy z rodzeństwa, Władysław, po ślubie zamieszkał w Chorochorynie, gdzie zmarł w czerwcu 1929 r. w wieku 48 lat, natomiast Babcia urodziła się pół roku później, więc nie miała możliwości go poznać. Drugim z synów prapradziadków, który dożył dorosłości był Feliks, urodzony w 1892 r., w okolicach I Wojny Światowej zamieszkał w okolicach Żytomierza i tam też mieszkał do swej śmierci w 1960 r. z żoną Łotyszką i pięciorgiem dzieci, więc tej części rodziny Babcia również nie miała możliwości poznać.

Dzieci prapradziadków (od lewej): Władysław (1881-1929), Teresa (1883-1962), Feliks (1892-1960) i Salwina (1902-1948)


     Według spisów osób spowiadających się w parafii Łokacze w 1900 r. w Rogowiczach mieszkał Marceli Dąbrowski z żoną Apolonią i czwórką dzieci - Władysławem (l. 19), Teresą (l. 18), Feliksem (l. 9) i Józefą (1 rok). Trzy lata później skład rodziny nieco się zmienił - nie było już Teresy, ale pojawiły się córka Apolonia (ur. 1901) i Salwina (ur. 1902/1903). Ostatni zachowany spis z tej parafii datowany jest na 1907 i według niego Apolonia z Tomaszewskich Dąbrowska mieszkała z pięciorgiem dzieci - Władysławem, Feliksem, Józefą, Apolonią i Salwiną. Niestety przez to, że nieznane są losy ksiąg metrykalnych łokackiej parafii, nie jest możliwe zdobycia informacji, co się mogło stać z dwiema siostrami prababci (Józefą i Apolonią), o których już Babcia nie wspominała.

      Jednym z dokumentów, który wskazywał miejsce urodzenia prababci Salwiny było postanowienie sądowe dotyczące odtworzenia treści aktu urodzenia przez moją Babcię w 1952 r. Zapisano tam, że matka (Salwina Sadzewicz z domu Dąbrowska) urodziła się w Rohowiczach (Rogowiczach) w powiecie łuckim, a mieszkała w Łucku, co jest logiczne, bo Babcia na świat przyszła właśnie w tym mieście i tam też została ochrzczona. Rogowicze należały do rzymskokatolickiej parafii w Łokaczach, więc tam powinna być ochrzczona prababcia i z opracowania zasobów KUL dot. tej parafii wynika, że faktycznie w 1902 r. miał miejsce chrzest córki Marcela i Apolonii Dąbrowskich. Niestety same księgi nie zachowały się i dotychczas musiałem się zadowolić tym, co miałem.

Fragment postanowienia sądowego dot. odtworzenia treści aktu urodzenia Babci

       Na podstawie zachowanego listu napisanego przez Babcię, ustaliłem też, że po śmierci pradziadka Witolda prababcia została na gospodarstwie w Uhrynowie (kilkanaście hektarów) z dwójką małych dzieci i swoją matką. Dało mi to szansę na odnalezienie metryki zgonu praprababci Apolonii - dotychczas przyjmowałem, że zmarłą w rodzinnej parafii (Łokacze), z której księgi nie zachowały się, a ze względu na bardzo ograniczony dostęp do ksiąg (znajdują się w USC Warszawa - Wydział Ksiąg Zabużańskich) nie miałem możliwości szukania w innych okolicznych parafiach. Mając nowe informacje skontaktowałem się z USC i poprosiłem o sprawdzenie w księgach parafii Nieświcz, czy znajduje się tam akt zgonu Apolonii Dąbrowskiej zmarłej nie wcześniej niż w 1933 r. Odpowiedź przyszła dość szybko - według aktu zgonu w październiku 1937 r. w Uhrynowie zmarła 88-letnia Apolonia Dąbrowska. W rzeczywistości miała 76 lat, ale potwierdziło się, że faktycznie na starość zamieszkała przy najmłodszej córce. Niestety sam akt zgonu nie dostarczył żadnych nowych danych.

Fragment mapy z widocznym Uhrynowem na dole, Nieświczem na górze i Skurczami w lewym górnym rogu
       Jedyne nadzieje z rozwikłaniem zagadki związanej z przodkami prababci Salwiny wiązałem z Archiwum Obwodu Wołyńskiego w Łucku. Wielokrotnie kontaktowałem się z tamtejszym archiwum, zleciłem też kilka kwerend, ale byłem świadom, że niektóre poszukiwania nie były kompletne i od dawna planowałem osobistą wizytę w sercu Wołynia. Niestety ze względu na odległość (ponad 800 km w jedną stronę) wyjazd musiał być zaplanowany z wyprzedzeniem i konkretnym planem. Okazja się nadarzyła już w okolicach majówki 2019, co planować zacząłem już pod koniec ubiegłego roku. Wystarczyły 3 dni urlopu w pracy, aby łącznie mieć 9 dni wolnego. Wyjazd zaplanowałem tak, aby wykorzystać również pobyt we wschodniej części Polski i tym samym od poniedziałku zaczął się maraton archiwalny (poprzedzony kilkoma wizytami w kancelariach parafialnych w centralnej Polsce, a po powrocie w rodzinnej parafii dziadka macierzystego niedaleko Kielc). Z samego rana pojechałem na umówioną wizytę w Ośrodku ABMK w Lublinie (KUL), gdzie najpierw przeglądałem skany dokumentów z interesujących mnie parafii. Ostatnią jednostką do przejrzenia było Status Animarum parafii Nieświcz z lat 30. XX wieku - wcześniej otrzymałem informację, że mojego pradziadka z rodziną tam nie ma, ale mnie tak łatwo nie da się przekonać 😉 Przeglądałem księgę spokojnie, znajdując kolejnych krewnych, m.in. brata pradziadka, rodzinę szwagra Babci, jednak moje serce zaczęło bić znacznie szybciej, kiedy na stronie 68 spisu przeczytałem dane rodziny nr 15 - Sadzewicz Witold, żona Salwina z Dombrowskich (pisownia oryginalna) i córka Janina. Wpis nie byłby dla mnie aż tak ekscytujący, gdyby nie to, że jako jedyny wpis w księdze posiadał adnotację o dacie i miejscu ślubu (a jednak Łokacze 😉), a w dodatku dzienną datę urodzenia prababci! To było niesamowite odkrycie! Całkiem niespodziewane, tym bardziej, że wizyta w tym miejscu nie uważałem za kluczową.

Adnotacja przy rodzinie pradziadków
       Tego samego dnia umówiony byłem jeszcze na wizytę w Archiwum Państwowym w Lublinie, gddzie przejrzałem dokumenty dot. parafii Lipsko na Podkarpaciu oraz książki dyżurnych Policji Państwowej w Chełmie Lubelskim. Przy okazji pobytu w okolicy zaplanowałem też wizytę w Oddziale AP Lublin w Kraśniku, a ze względu na dobry czas mogłem pozwolić sobie na podróż przez Nałęczów, Kazimierz Dolny i Opole Lubelskie, zatrzymując się w każdej z tych miejscowości i zwiedzając co najważniejsze. Do Kraśnika przyjechałem ok. godziny przed zamknięciem, więc mogłem przejrzeć zamówione jednostki - okazało się, że w zamówionych indeksach były pewne braki i dla pewności zamówiłem jeszcze na wtorkowy poranek księgę ludności stałej dla konkretnej ulicy, która mnie interesowała. Na ten dzień zaplanowaną miałem jeszcze wizytę w Archiwum Państwowym w Zamościu, a po drodze kilka miejsc do zwiedzania (m.in. Janów Lubelski, Zwierzyniec i Szczebrzeszyn). Do Archiwum dotarłem po godz. 14 i na miejscu okazało się, że moje zamówienie elektroniczne nie dotarło... Na szczęście trafiłem na wyrozumiałe osoby i w drodze wyjątku otrzymałem księgę (zamawiałem tylko jedną jednostkę), w której znalazłem interesujące mnie nazwiska.

Wejście do Archiwum Państwowego w Zamościu
       Przekroczenie granicy z Ukrainą zaplanowane było na 1 maja ze względu na przypadające tego dnia Święto Pracy zresztą po obu stronach granicy. Na szczęście kolejka była bardzo krótka i po niedługim czasie byłem już na terytorium Ukrainy. Wiedziałem, że nie muszę się spieszyć, bo ten dzień był jedynym luźniejszym - po przyjeździe do Łucka wybrałem się do centrum miasta, aby coś zjeść i trochę pozwiedzać. Kolejne dwa dni (3 maja w Polsce mamy święto, ala na Ukrainie wszystkie instytucje funkcjonują bez zmian). Największym ograniczeniem wizyty w Archiwum w Łucku była ilośc możliwych do przejrzenia jednostek na dzień (10) - na szczęście nie byłem sam, więc mój limit zwiększył się dwukrotnie, czyli łączenie złożyłem zamówienie na 40 jednostek - pierwszą połowę przejrzałem w czwartek, a drugą w piątek. Najwięcej ksiąg stanowiły spisy osób spowiadających się, głównie z II połowy XIX wieku (zresztą poza tym okresem zachowało się niewiele spisów). Miałem wytypowanych kilka parafii, ponieważ z analizy dokumentów dot. potencjalnych krewnych wynikało, że przemieszczali się w obrębie kilku sąsiednich parafii.

       Nie od razu trafiłem na najważniejsze dla mnie informacje, jednak na bieżąco spisywałem dane, które mogłyby przydać mi się prędzej czy później. Generalnie założenia od kilku lat były następujące (pisałem o tym na blogu przeszło 4 lata temu - tutaj) - Marceli (Marcin) Dąbrowski urodził się w 1859 r. w Liniowie w rodzinie Tomasza i Marianny z Bohemskich, natomiast Apolonia (Pelagia) Tomaszewska urodziła się w 1861 r. w Wólce Szelwowskiej jako córka Jana i Józefy z Bohemskich. Na pierwszy ogień poszła parafia Łokacze - to tam miały rodzić się w większości dzieci moich prapradziadków. Miałem nadzieję, że w jednym ze spisów będzie podane imię ojca prapradziadka (tak jak to często się zdarzało przy innych rodzinach). W 1892 r. rodzina Dąbrowskich mieszkała w miejscowości Michałówka Markowiecka i tak prezentował się skład rodziny:

Marceli Dąbrowski, lat 32
żona Apolonia, lat 29
syn Władysław, lat 8
syn Jan, lat 3
córka Teresa, lat 7
córka Antonina, lat 5

      Niestety powyższe dane nie wniosły nic nowego, ponieważ wszystkie te osoby były znane mi wcześniej. Cofnąłem się zatem do spisów za rok 1883, jednak w Łokaczach nie odnalazłem Dąbrowskich. W Skurczach również ich nie było. Ostatnia nadzieja w parafii Koniuchy i bingo! W spisie dotyczącym wsi Wólka Szelwowska zapisano następujący skład rodziny:

Marcin Dąbrowski, lat 25
ż. Apolonia z Tomaszewskich, lat 23
córka Teresa, lat 4
matka Marianna, lat 64

      Przełomowy zapis! Nie dość, że prapradziadek zapisany tu został jako Marcin, to w dodatku mieszkała przy nim matka - Marianna, ur. ok. 1819 r. To zgadzałoby się z wcześniejszymi ustaleniami, ponieważ odnaleziony Marceli był synem Tomasza i Marianny Dąbrowskich, jednak ten wpis wciąż stanowił zbyt mało, aby uznać te osoby za tożsame. Sprawdzam więc kolejny spis - tym razem z 1881, kiedy urodzić miał się Władysław. Zaczynam od par. Koniuchy, bo to tam mieszkali 2 lata później i to był dobry trop, ponieważ rodzina mieszkała w Wólce Szelwowskiej:

Marcin Dąbrowski, lat 22
żona Apolonia z Tomaszewskich, lat 20
córka Teresa, 1/2 roku
matka Marcina - Marianna, lat 60

      Prapradziadek dalej jest Marcinem, mieszka z 60-letnią matką (ur. ok. 1821), żoną i córką Teresą. Mija się to nieco z dotychczasowymi ustaleniami (tak jak w spisie z 1881), ponieważ brakuje Władysława, który urodzić miał się w 1881 r., natomiast Teresa zapisana jest jako półroczne dziecko, a miała przyjść na świat w 1883 r. Mimo wszystko, nie są to dla mnie zadziwiające różnice, ponieważ z analizy większej ilości spisów spowiadalnych wynika, że często pomijano niektórych członków rodziny, a także mylono ich wiek. Kolejny wytypowany rocznik do przejrzenia to 1878. Był to czas, kiedy prapradziadkowie prawdopodobnie byli jeszcze stanu wolnego i faktycznie w zapisach dot. par. Koniuchy pojawiają się Dąbrowscy i Tomaszewscy, ale brakuje Apolonii:

#5 Marianna Dąbrowska, wdowa, lat 50
syn Marcin, lat 16

#6 Józefa Tomaszewska, wdowa, lat 52
syn Walery, lat 25

     Marcinowi tym razem zaniżono wiek, bo faktycznie był o 3 lata starszy. W tym samym czasie w par. Łokacze pojawia się 19-letnia Apolonia Tomaszewska (tym razem wiek zawyżony), mieszkająca w domu Piotra Malinowskiego i jego żony Antoniny. Kolejny spis był z 1868 r. i pojawia się tam rodzina Tomaszewskich mieszkająca w Wólce Szelwowskiej:

Jan Tomaszewski, lat 58
żona Józefa z Bohemskich, lat 45
syn Walenty, lat 17
córka Wiktoria, lat 14
córka Pelagia, lat 8

      Kolejny spis obejmował rok 1864 r. i rodziny Dąbrowskich oraz Tomaszewskich sąsiadowały ze sobą w Wólce Szelwowskiej - pierwsi pod numerem 3, a drudzy pod numerem 4:

Tomasz Dąbrowski, lat 41
żona Marianna z Bohemskich, lat 36
syn Jan, lat 21
żona jego (syna) Antonina z Majchrowiczów, lat 26
syn Tomasza Marcin, lat 26
syna (?), rok 1

Jan Tomaszewski, lat 53
żona Józefa z Bohemskich, lat 40
ich synowie Józef, lat 21
Walery, lat 13
ich zięć Jan Lisowski, lat 22
żona jego Barbara, lat 19
córki Tomaszewskich Wiktoria, lat 10
Pelagia, lat 4

   Co ciekawe, pierwszym spisem, kiedy powinni pojawić się oboje (Marceli/Marcin i Apolonia/Pelagia) był 1862 r., ponieważ Marceli przyszedł na świat w 1859 r., a Pelagia dwa lata później. Niestety w spisie z tego roku pominięto jedno i drugie, ale rodziny mieszkały w Wólce Szelwowskiej.
   
       Dzięki powyższym znaleziskom udało mi się odnaleźć kolejne pokolenia przodków - Tomasz Dąbrowski i Marianna Bohemska pobrali się w 1844 r. w parafii Skurcze, natomiast Jan Tomaszewski i Józefa Bohemska wzięli ślub pięć lat wcześniej w Koniuchach, tym samym z metryk ślubu poznałem dane rodziców całej czwórki, a moich 4xpradziadków, dzięki czemu wywód moich przodków jest kompletny do tego pokolenia włącznie - znam dane wszystkich możliwych do odnalezienia 4xpradziadków. Prawdopodobnie nigdy nie uda mi się ustalić danych wszystkich przodków z pokolenia wyżej, ponieważ w większości są to już osoby żyjące w XVIII wieku, a w wielu miejscach nie ma dokumentów źródłowych z tych lat.

Budynek Państwowego Archiwum Obwodu Wołyńskiego w Łucku

      Wyjazd na przełomie kwietnia i maja br. uważam za jeden z dotychczas najowocniejszych - muszę przyznać, że przerósł bardzo moje oczekiwania, których nie stawiałem na wysokim poziomie, aby nie zawieść się za bardzo w przypadku braku danych o moich krewnych. Nie spodziewałem się nawet, że jeszcze w Polsce poznam datę urodzenia prababci i datę oraz miejsce ślubu z pradziadkiem. Cuda się jednak zdarzają - trzeba tylko jechać po nie w odpowiednie miejsce!

      W moich poszukiwaniach ciągle coś się dzieje i nie ma miesiąca bez nowych odkryć. W połowie tego miesiąca wybieram się na kilkudniowy urlop, a przy okazji planuję odwiedzić siostrę mojego dziadka (ostatnią z czterech, której nie poznałem jeszcze osobiście) mieszkającą niedaleko Zakopanego, gdzie przeniosła się po śmierci męża - wcześniej mieszkała na Podkarpaciu i gdyby wciąż tam mieszkała, to zapewne już dawno byłbym po spotkaniu z nią :)  Wrzesień po raz kolejny jest miesiącem Ogólnopolskiej Konferencji Genealogicznej w Brzegu - tym razem odbywa się w dniach 20-22 września 2019 r. Serdecznie zapraszam w imieniu swoim oraz organizatorów. Konferencja jest wspaniałym wydarzeniem, gdzie spotyka się wielu pasjonatów genealogii wymienia doświadczeniami. Tydzień wcześniej ponownie wybieram się za wschodnią granicę - tym razem do Kijowa, gdzie tradycyjnie czeka mnie wizyta w archiwum, a także pierwsze zwiedzanie stolicy Ukrainy :)